top of page
Zdjęcie autoraOstra Zieleń

Skórzybót: O nadmiernej wierze w technologię

Nadmierna wiara w technologię to jedna z wad obecnego Ministra Środowiska[1]. „Nowe elektrownie węglowe”, ponoć prawie bezodpadowe – w każdym razie istniejące wyłącznie teoretycznie – mają być podstawą polskiego planu redukcji emisji dwutlenku węgla. Nie mnie oceniać, czy jest to wiara szczera, ale jest to dobry pretekst do zajęcia się tematem ufności, że technologia rozwiąże nasze problemy. I nie chodzi tu o to, że optymizm Szyszki i jego współpracowników nie idzie w parze z działaniami reszty rządu, zwłaszcza ministerstwa właściwego ds. nauki. Niestety, pogląd ten podziela spora część wykształconych ludzi. A może sprowadzać on nas na manowce.

Wróćmy do początku. Do Biblii. „Rozradzajcie się, i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię; i czyńcie ją sobie poddaną; i panujcie nad rybami morskimi, i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkim zwierzem, który się rusza na ziemi.[2]” Papież Franciszek panowanie rozumie jako odpowiedzialność, a człowiek musi szanować równowagę między bytami tego świata. Głowa kościoła zauważa, że na skutek błędnej interpretacji tego biblijnego cytatu doszło do niezwykłej dewastacji naszego środowiska, naszego wspólnego domu. A Ziemia protestuje przeciwko temu.

Francis Bacon, o którym uczymy się w polskich szkołach jako o twórcy nowoczesnego empiryzmu, uważał wiedzę jako narzędzie do realizowania praktycznych celów. Tak jak w maoistowskiej filozofii matematyki, wiedza nie miała być kontemplacyjna. Dzięki rozwojowi nauki człowiek miał opanować przyrodę. Bo właśnie celem Odrodzenia miało być pokonanie przyrody. Ziemię mieliśmy zwyciężyć i opanować – właśnie za pomocą empirycznej nauki i, co za tym idzie, technologii. Taka interpretacja biblijnego „czyńcie sobie ziemię poddaną” zapowiadała cywilizację przemysłową, dominując przez kolejne stulecia.

Bacon, choć przyczynił się do rozwoju nauki i ostatecznego odrzucenia dominującej przez wieki teleologicznej „metodologii”, był krytykowany przez współczesnych za naukowe dyletanctwo (choć osobną kwestią jest to, czy było to dyletanctwo bardziej zbliżone do contrarians, czy raczej entuzjasty nauki z kręgu fanów „I fucking love science”). Ale nie jest celem tego akapitu krytykować Bacona, tylko wprowadzenie w jego myśl. Była ona bowiem bardzo popularna, zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich, w trakcie tworzenia pierwszych fabryk, początkach XIX-wiecznego kapitalizmu. Za nic miano sobie czystość rzek, powietrza, ochronę gatunków czy krajobrazów. Człowiek (jak przepowiadał Bacon) posiadł władzę nad przyrodą. I choć maszyna parowa początkowo nie była o wiele bardziej wydajna niż tradycyjne źródła energii jak wiatr czy woda. Ale powodowała, że nie byliśmy już dłużej zależny od przyrody. Ochrona środowiska nie miała na celu ratowania człowieka przed gniewem planety – tego, co jest dziś jednym z jej motorów; byliśmy panami przyrody, także nie musieliśmy się jej obawiać. Chroniła uczucia estetyczne człowieka – od pięknie śpiewających ptaków po duże rezerwaty lasu, a także miejsca ważne dla kultury, jak polskie lipy czarnoleskie[3].

W tym samym czasie też rozpoczęły się emisje gazów cieplarnianych, które położyły podwaliny pod obecnie obserwowane globalne ocieplenie. A właśnie skutki zmian klimatycznych: susze, huragany i inne katastrofy naturalne, występujące coraz częściej, a także idące za tym zagrożenia epidemiologiczne, falsyfikują koncepcję bezproblemowego marszu człowieka ku zdobyciu władzy nad naturą. Ale nie tylko. Dawne organizacje ekologiczne konserwujące naturę straszyły nas światem bez pięknych zwierząt, które przez naszą działalność mogą wyginąć; światem bez pięknych krajobrazów. Dziś ten scenariusz wydaje się nawet optymistyczny w porównaniu do tego, co może czekać ludzkość, kiedy temperatury jeszcze wzrosną, a co za tym idzie morze się podniesie. Rację ma Papież Franciszek piszący, że Ziemia to nasz Wspólny Dom. Nie mamy planety B.

Wróćmy jednak do przełomu XIX i XX wieku. Wówczas to Svante Arrhenius jako pierwszy zauważył, że poziom koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze wpływa na temperaturę[4], na biegunach silniej niż na równiku. Czułość klimatu oszacował na dwukrotnie większą niż jest według dzisiejszej wiedzy naukowej. W 1908 roku pisał, że ówczesna emisja gazów cieplarnianych może doprowadzić w ciągu kilkuset lat do podniesienia się globalnej temperatury o 5-6 stopni. Jego koncepcja nie była zbyt popularna w tamtych czasach[5], jednak w latach sześćdziesiątych XX wieku wpływ CO2 na temperaturę globalną nie pozostawiał wątpliwości. Obecnie nawet w Europie Środkowo-Wschodniej odczuwamy skutki tych zmian: od przerw w dostawie energii czy wody do naszych gospodarstw po uchodźców klimatycznych.

Odkąd wiemy, że jeśli czegoś nie zrobimy, czekają nas kataklizmy naturalne, próbujemy stworzyć technologię, która pozwoli nam uratować się przed powodzią, jednocześnie „nie cofając się do czasów sprzed rewolucji przemysłowej”. Odnawialne źródła energii rozwijają się w stałym tempie i obecnie wydają się jedynym rozwiązaniem. Nie są jednak wybawieniem, bowiem aby skorzystać z ich dobroczynności musimy zmienić styl życia, odejść od gospodarki opartej na paliwach kopalnych. I przede wszystkim, znów współpracować z przyrodą. Zrozumieć, że jesteśmy częścią ekosystemu.

Pojawia się pogląd, do którego nawiązuję Ministerstwo Środowiska. Technologia rozwiążę nasze problemy. Jeśli nabroimy, wystarczy wymyśleć odpowiednio zaawansowaną technologię, która zasypie nasz ślad. Pomysłów na to było multum. Ich cechą wspólną jest to, że bronią one interesów korporacji paliwowych, gospodarki opartej na węglu; a także to, że są nierealne. Oczywiście, od kilkudziesięciu lat powstają projekty „niskoemisyjnych elektrowni węglowych”, koncepcji zwanej z naszego podwórka. Nie są to jednak konkretne plany, a myślenie życzeniowe. Elektrownie węglowe to wciąż najwięksi truciciele, nawet te najnowocześniejsze. Próbowano także modyfikacji pogody. Za pomocą geoinżynierii chciano likwidować skutki zmian klimatu: huragany etc.; później przyczyny – zmniejszając ocieplenie zmieniając np. odbijalność chmur czy ziemskie albedo. Oczywiście, ma to w teorii duże skutki uboczne, jak zmiany opadów. Wątpliwości pozostawia strona etyczna tego zagadnienia, ciężko bowiem wyobrazić sobie, że negatywne konsekwencje poniesie kto inny niż Globalne Południe, główna ofiara globalnego ocieplenie, do którego najmniej się przyczyniła. Nie przeszkadza to (por. Naomi Klein: „To zmienia wszystko”) głosić lobbystom, że geoinżynieria wybawi nas od stworzonego przez nas problemów. Głównym problemem nie jest w tym wypadku etyka, a czysty pragmatyzm. Piąty raport IPCC (2013) mówi, że żadna z tych technik nie jest wystarczająco zaawansowana, aby można ją było zastosować na dużą skalę. Technologia, która miała być zbawienna dla nas, nie pomaga nawet trucicielom. Mimo lat rozwoju przemysłu górniczego i olbrzymich pieniędzy weń włożonych nie wyeliminowała ona problemów, innych niż związanych z emisją CO2, związanych z wydobyciem gazu i ropy z łupków, frackingu[6].

I mimo, że wciąż powstaje mnóstwo technologii pozwalającej poradzić sobie z problemami współczesnego świata: bardziej wydajne elektrownie oparte na odnawialnych źródłach energii czy rośliny radzące sobie lepiej ze skutkami zmian klimatycznych, jedynym rozwiązaniem, aby powstrzymać zmiany klimatu jest radykalna zmiana: odejście od paliw kopalnych. Technika nam w tym pomoże, ale nie wyręczy. Musimy zmienić swój styl życia.

Dlatego też „sprzeciw wobec odkładaniu problemów na później” jest ważnym argumentem. Nie należy go lekceważyć, rozważając na przykład kwestię elektrowni atomowych. I choć naukowcy raczej zgadzają się do tego, że są one dla nas bezpieczne, to nie uśmiecha się nam ufać, że w przyszłości pojawią się nowe technologie, które pomogą zlikwidować zagrożenia wynikające z, w omawianym przykładzie, składowaniu przez lata odpadów promieniotwórczych. Bezrefleksyjni piewcy technologii już wystarczająco dużo razy nas oszukali.

„Mit o panowaniu nad przyrodą” upadł. Na razie jest to upadek nieodwracalny. A powtarzanie tego mitu nie przystoi ministrowi środowiska ani żadnemu człowiekowi nauki. Także technologia, mimo że pomocna, nie rozwiąże naszych problemów. Człowiek nie wygrał z przyrodą, a jeśli nie zmieni stylu życia, przegra.

Igor Skórzybót

[1] https://www.mos.gov.pl/aktualnosci/szczegoly/news/promocja-bezodpadowej-energetyki-weglowej-na-cop22/, https://www.mos.gov.pl/aktualnosci/szczegoly/news/rok-rzadow-podsumowanie-prac-ministerstwa-srodowiska-1/

[2] Biblia Gdańska, 1 Moj. 1:28.

[3] W USA ważne były również motywy religijne, najlepszy pomysł Ameryki – park narodowy – powstał na siedzibie duchów oraz bogów. W chrześcijańskiej Europie czynnik ten miał mniejszy wpływ, na skutek wspomnianej złej interpretacji biblijnego „czyńcie sobie ziemię poddaną”.

[4] http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/historia-naukowa-fizyki-klimatu-czesc-2-czuly-klimat-i-niestala-stala-14

[5] Triumfy świeciła bowiem błędna koncepcja Ångströma o niezwykle silnym wpływie aktywności słonecznej na klimat.

[6] https://www.scientificamerican.com/article/fracking-can-contaminate-drinking-water/

Comments


bottom of page